wtorek, 22 marca 2016

Ostatni lot „Kopernika”. Minęło 36 lat od katastrofy na warszawskim Okęciu


Zaledwie kilka dni temu minęła 36 rocznica tragicznego lotu samolotu PLL LOT IŁ-62 „Mikołaj Kopernik”. Jednak to nie rocznica skłoniła mnie do napisania kilku słów na ten temat a przypadkowy spacer po terenie fortu „Okęcie” i to, co tam zastałam.

O historii lotu słów kilka

14 marca 1980r. ok godziny 11.15 rozbił się podchodzący do lądowania, lecący z Nowego Jorku, samolot z 87 osobami na pokładzie. Wszyscy zginęli.

Początkowo winą za katastrofę obarczano radziecką myśl techniczną. Chwilę przed planowanym lądowaniem załoga zgłosiła brak sygnalizacji wypuszczenia podwozia. Takie awarie w iłach były dość częste. Zwykle wówczas maszyna wznosiła się, by kołować nad lotniskiem, a załoga usuwała usterkę. I tym razem zdecydowano się na drugie podejście, jednak po zwiększeniu mocy silników uszkodzeniu uległ wał turbiny jednego z nich, co doprowadziło do serii kolejnych nieodwracalnych zniszczeń, a w efekcie do samej katastrofy.

Z raportu komisji badającej przyczyny katastrofy samolotu, ogłoszonego już w połowie kwietnia 1980r. wynikało jednoznacznie, że winę za tragedię ponoszą radzieckie silniki konstruowane z wadliwych materiałów („w końcowej fazie lotu, podczas podejścia samolotu do lądowania nastąpiło zniszczenie turbiny lewego, wewnętrznego silnika na skutek niekorzystnego i przypadkowego zbiegu okoliczności i ukrytych wad materiałowo-technologicznych, które doprowadziły do przedwczesnego zmęczenia wału silnika. Częściami zniszczonej turbiny zostały uszkodzone dwa inne silniki i układy sterowania samolotem sterami wysokości i kierunku”).

Po wielu latach okazało się, że nie jest to jedyny powód katastrofy. A winnych należało szukać bliżej niż za granicą. Przez trzy, poprzedzające tragiczny lot, lata dyrekcja PLL LOT była zmuszana przez rząd do drastycznych oszczędności. W efekcie nadmiernej eksploatacji, zaniechania remontów silników, tankowania w Polsce i wysyłania niesprawnych samolotów w rejsy doszło do ogromnej katastrofy.

Długo ukrywano prawdę. Jednak do czasu…

„Chichot losu”

Następstwem ograniczających koszty praktyk była niemała oszczędność – 29 milionów złotych. Zachwycony wynikami – ówczesny wiceminister komunikacji gen. Jan Raczkowski 11 stycznia 1980r. wręczył wysokie nagrody pieniężne dyrektorowi LOT Włodzimierzowi Wilanowskiemu i jego 18 współpracownikom. Po uroczystości uczestnicy zostali zaproszeni do Ministerstwa Komunikacji na konferencję poświęconą bezpieczeństwu lotów pasażerskich. Zaplanowano ją na…  14 marca 1980r.

Tak samo „wczoraj” jak i dziś

Odnoszę wrażenie, że tak samo wtedy dbano o bezpieczeństwo pasażerów lotów, jak dziś dba się o pamięć ofiar tej katastrofy.

Dlaczego?

Otóż wracam do mojego przypadkowego spaceru po Forcie Okęcie. Spacerując ul. Pawła Lipowczana wyszłam wprost na „nowy” pomnik pamięci ofiar katastrofy z 14 marca. Z daleka wygląda imponująco – zarówno okoliczny teren, jak i sam pomnik.



Pierwotnie postawiony pomnik był w innej, skromniejszej formie: kamiennej płyty pamiątkowej oraz krzyża będącego fragmentem samolotu. 
 
Zdjęcie zapożyczone: Damian Burzykowski / newspix.pl


Parę lat temu diametralnie zmieniono jego wygląd. Wyremontowano spory fragment muru nieistniejącej już strzelnicy i wkomponowano tam elementy poprzedniego pomnika; krzyż oraz tablicę. Uporządkowano także okolicę.

Na stronie Urzędu Dzielnicy Włochy, w dziale o inwestycjach dzielnicowych czytamy: „Od 2012 roku w części fortu należącej do dzielnicy Włochy prowadzone są prace porządkowe. Oczyszczono i uporządkowano część zapola fortu. Przygotowano obszar pod nową lokalizację pomnika ofiar katastrofy z 14 marca 1980 r., a także remontowano historyczny mur. Koszt dotychczasowych prac wyniósł 75 775 zł.

W kolejnych latach będą prowadzone dalsze prace porządkowe na tym obiekcie. W rejonie muru wewnętrznego wyeksponowany zostanie pomnik – pamięci ofiar katastrofy. Plac przed pomnikiem zostanie utwardzony, powstanie galeria przed murem, schody, nasadzenia krzewów, rewitalizacja wałów reliefu i aleja żwirowa będąca zaczątkiem trasy wokół Fortu VI.”

Wpis niewątpliwie pojawił się jeszcze przed powstaniem pomnika w nowej wersji. Niestety przez kolejne kilka lat koszty prac się zwiększyły, ale efektów wydanych pieniędzy nie widać.

Istotnie teren został uporządkowany (ale tylko pozornie) a do pamiątkowej ściany prowadzą dwa rzędy (będących fuszerką budowlaną) schodków. Na tylnej stronie muru pojawił się mural autorstwa Grzegorza Staręgi. Owszem dość ciekawy - jednak i tu nie zabrakło kontrowersji.

Po kolei;

W 2015r. informowano, że plac przed pomnikiem ma zostać utwardzony. Minął rok. Kolejna rocznica. Przed pomnikiem wysypany piach. Teren nadal wygląda jak plac budowy. Choć przerwanej. Utwardzenie nawierzchni pozostało w… planach. Nie widać także obiecanej żwirowej alei ani galerii.

Prace porządkowe również pozorne. Na pierwszy rzut oka faktycznie śmieci nie widać, lecz wystarczy popatrzeć trochę bardziej w lewo i w dół (idąc w stronę pomnika) na brzeg fosy; pogniłe papiery, plastikowe torby, butelki. Pewne jest, że nie znalazły się tam w ciągu ostatnich kilku dni. Znaczy to tyle, że nikt nie pofatygował się, żeby miejsce pamięci zostało dokładnie sprzątnięte CHOCIAŻ na rocznicę tragedii. Szkoda, że nikt o tym nie pomyślał.

Nie mogę nie wspomnieć o schodach. Przykre jest to, że niedawno dobudowane dwa rzędy dwudziestu kilku schodów wyglądają jak nędzna niedoróbka. Liczne szczeliny, powstałe najprawdopodobniej w wyniku wadliwego wykonania, miejscami znacznie przekraczające 1,5cm szerokości. Popękane cegły. Całość sprawiająca wrażenie robionej na szybko, byle by tylko była. Wykonanie świadczy o nieznajomości podstawowych zasad sztuki budowlanej. 

Zastanawiający jest fakt kto w Urzędzie Dzielnicy, tak szczycącym się, że „miejsce pamięci wykonane zostało staraniem Dzielnicy Włochy” zaakceptował taką fuszerkę?

I mural… przedstawiający wizerunek Pawła Lipowczana (kapitana feralnego lotu, członka Aeroklubu Warszawskiego, utytułowanego skoczka spadochronowego) oraz Anny Jantar. Pośrodku namalowany został sam samolot IŁ-62. O ile wykonanie bardzo mi się podoba to już pomysł i dobór jedynie tych dwóch osób jest dla mnie dość niezrozumiały i niefortunny. W katastrofie zginęło 87 osób. W tym ponad połowa to obywatele polscy. Więc dlaczego akurat na muralu upamiętniono tylko te dwie osoby? Dlaczego na całym pomniku nie znalazło się miejsce dla choćby wymienienia z imienia i nazwiska wszystkich ofiar? Wśród których znaleźli się także Alan Parkhurst Merriam (amerykański etnomuzykolog, autor m.in. „The Anthropology of Music”), 22 członków amatorskiej reprezentacji bokserskiej USA, 6 młodych delegatów z warszawskich uczelni, wracających z obrad Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów Nauk Ekonomicznych i Handlowych AIESEC czy jeden z dyrektorów amerykańskich linii lotniczych TWA. 



Źródła:
  • Andrzej Krajewski "Niewygodna prawda" (Newsweek) 
  • www.ud-wlochy.waw.pl   


    Brak komentarzy:

    Prześlij komentarz